Zagłębia stopy w złocistomiękkim piasku.
Nie chcąc budzić miliona rodzin owadzich
I żab wtulonych w swe zielone objęcia,
Delikatnie rozsuwa szepczące do siebie trawy.
Zapina ciaśniej płaszcz swój, przywdziewając melonik,
Nie chce oślepić blaskiem młodych sów,
Zarywających noce w imię pełnego żołądka.
Przeczesuje jasną brodę, dumając
Nad synchronizacją świerszczy, jakby jednoorganizmu.
Zasiada na skale, podziwiając statki
Ulepione z mlecznych obłoków,
Wałęsające się po zatłoczonym ciemnoniebie
W poszukiwaniu swej bezpiecznej przystani.
Zaczepia serce swoje na haczyk srebrnej wędki,
Zarzuca z nadzieją w nieznane,
W jezioro pełne gwiazd,
Pragnąc tej jedynej, gotowej świecić z nim i dla niego,
zmieniając samotną wieczność...
***[24 listopada 2013] Co ja widzę? Brodaty Księżyc, z którym się utożsamiłem. Wrzuciłem, bo wyobraźnia. Głównym zamierzeniem był opis, a że tknęło mnie bieganie z wędką i szukanie tej jedynej, efekty wyszły nieco szersze. I dobrze. A broda rośnie. ***