Czarne drewno, bogate w
rzędy rys maleńkich,
Okryte płaszczem jasnodelikatnego
blasku.
Każda z mrówczych kresek, jak jedno słowo
minione,
Maszeruje mym biurkiem, uwięzione w rzędzie.
W
kryształowej podstawce dwa listki rzeźbione,
Połączone bladym
kwiatem w koronie przedziwnej,
Dźwigają różowy walec pełen
wosku,
nikłym knotem uwieńczony.
Świeca ciemna u
podstaw, zimna i bez życia,
Jaśniejąca ku górze, chmurkę
ciepła tworzy.
Roztacza upojnosłodki aromat cynamonu,
Topi
swe wnętrze minuta po minucie,
Poświęcając je dla mnie, mej
krótkiej przyjemności.
Samotny płomyk na szczycie wielkiej
wieży,
Opuszczon wśród wosku pływającego gęsto,
Lekko
kołysze się, patrząc za ścianki,
Różowy parawan grodzący go
od świata.
Osiwiałe pudełko po zapałkach
spełnionych,
Nieświadome ciemnej smugi, czyhającej za
nim,
Stęsknione za ciepłem wysoko odgrodzonym,
Podziwia swoje
dzieło, blask smutnego ognika...
***[24 listopada 2013] Czyli co włącza się
człowiekowi, kiedy zostaje w pokoju ze świecą zapachową,
podstawką pod ową świecę, milionem gratów, a wśród nich
przykuwającym jego uwagę biurkiem, pokrytym milionem rys. Chyba nie
czułem się najlepiej. Historia miłosna dwójki.. cośków, która
nie mogła się dobrze skończyć.***