niedziela, 25 marca 2012

O płomyku i pudełku, stęsknionych w ciemności.

Czarne drewno, bogate w rzędy rys maleńkich,
Okryte płaszczem jasnodelikatnego blasku.
Każda z mrówczych kresek, jak jedno słowo minione,
Maszeruje mym biurkiem, uwięzione w rzędzie.

W kryształowej podstawce dwa listki rzeźbione,
Połączone bladym kwiatem w koronie przedziwnej,
Dźwigają różowy walec pełen wosku,
nikłym knotem uwieńczony.

Świeca ciemna u podstaw, zimna i bez życia,
Jaśniejąca ku górze, chmurkę ciepła tworzy.
Roztacza upojnosłodki aromat cynamonu,
Topi swe wnętrze minuta po minucie,
Poświęcając je dla mnie, mej krótkiej przyjemności.

Samotny płomyk na szczycie wielkiej wieży,
Opuszczon wśród wosku pływającego gęsto,
Lekko kołysze się, patrząc za ścianki,
Różowy parawan grodzący go od świata.

Osiwiałe pudełko po zapałkach spełnionych,
Nieświadome ciemnej smugi, czyhającej za nim,
Stęsknione za ciepłem wysoko odgrodzonym,
Podziwia swoje dzieło, blask smutnego ognika...

***[24 listopada 2013] Czyli co włącza się człowiekowi, kiedy zostaje w pokoju ze świecą zapachową, podstawką pod ową świecę, milionem gratów, a wśród nich przykuwającym jego uwagę biurkiem, pokrytym milionem rys. Chyba nie czułem się najlepiej. Historia miłosna dwójki.. cośków, która nie mogła się dobrze skończyć.***