W mej izbie zawisło
płótno pociemniałe.
Sam mu dopomogłem, ach
myśli niedojrzałe
Wspomogły moje ręce
umieścić je wysoko,
By nie sięgało
zewnątrz zgłupiałe ludzkie oko.
Dla światła uchwaliło
nieprzepuszczalną błonę,
Zawieszon na karniszu
zimnometalowym...
Drążku pod sufitem z
żabkami połączony,
Stalowym uściskiem
schwyciły tę zasłonę.
Tak trwałem dni
tygodnie miesiące, noce całe,
chwilami rwać próbując
na kawałeczki małe
Zasłonę co dla
zmysłów jakoby mur kamienny.
Efektów brak nadzieję
zagasił niezmienny,
Niezmienna owa
ciemność, co opętała oczy
Tak chcące zobaczyć,
jak Słońce niebem kroczy.
Po nicostradzie
mlecznej przez pokój przemykała
Tylko kometa pragnienia
niosąca,
Warkocz ognisty za
tyłem swym ciągnąca.
Jednakże płomień
zimny... na nic się nie zdała
Poświata błękitu, co
ogon otoczyła,
Zasłona, jak wisiała,
na swoim miejscu była.
I wtedy zapach ognia
nozdrza me wypełnił,
co zbliżył się z
nagła, nadzieję rozżarzył,
I sen mój ognisty
jakoby się spełnił,
Dla pewności w dłoń
swą żem Ci się oparzył,
Bowiem fala ciepła
zasłonę już zalała,
Wielka brudna płachta
w płomieniach znikąd stała.
Sen spełnił się
bezsprzecznie,
Na pewno, nie jakoby,
ja zaś niebezpiecznie
Zbliżyłem się do
Słońca, co tylko ono jedno
Oczyścić mnie mogło
z letargu w ciemności
Doprawianego czasem
szczyptą złośliwości.
To Słońce jedyne,
przy którym wszystkie bledną,
Nie słońca, lecz
gwiazdki, bo inne-ważne mało,
Przy tym, co z zasłoną
pięknego się stało,
Inne nic są ważne
rozbłyski w Twej jasności.
Dłoń Twoja zerwała
płótno pociemniałe,
Ja tylko Ci pomogłem,
ach ręce ociężałe...
Zebrały w sobie siłę,
by stare wznieść powieki,
Zebrały w sobie
ciepło, by teraz móc je dawać,
Byś chłodu nie
zaznała, gdy trzeba-przy Cię stawać,
By zasłona prochem
była już na wieki.
***[14 stycznia 2014] Pustka gości w mej głowie dzisiaj, ale skoro już znalazłem ten wiersz i uznałem, że też podzielę się nim z Wami, no to warto rozjaśnić nieco, co to tam wtedy miało miejsce. Czasem odgradzamy się od świata czymś... wkręcamy się w pesymistyczne myślenie, w brak nadziei, bo to wygodne, czasem uzasadnione, a czasem nie. Przegiąć jest całkiem łatwo, szczególnie „pierwszym razem”, bo nie wie się tak naprawdę do końca, co się robi. I z czegoś lekkiego, co da się zrzucić, z lekkiej zasłony robi się kamienna ściana wręcz. Potem człek uświadamia sobie, gdzie się znalazł i próbuje coś z tym zrobić, ale zasłony kamiennej za nic nie da się samemu zerwać, a przynajmniej ciężko, ciężko jest. Traci się nadzieję, że to się skończy. Panuje pustka. Zdarza się, że coś tam się w głowie pojawi, że coś człowieka zmotywuje, ale to może być za mało, trzeba czegoś więcej, niż tylko małe pragnienie.
***[14 stycznia 2014] Pustka gości w mej głowie dzisiaj, ale skoro już znalazłem ten wiersz i uznałem, że też podzielę się nim z Wami, no to warto rozjaśnić nieco, co to tam wtedy miało miejsce. Czasem odgradzamy się od świata czymś... wkręcamy się w pesymistyczne myślenie, w brak nadziei, bo to wygodne, czasem uzasadnione, a czasem nie. Przegiąć jest całkiem łatwo, szczególnie „pierwszym razem”, bo nie wie się tak naprawdę do końca, co się robi. I z czegoś lekkiego, co da się zrzucić, z lekkiej zasłony robi się kamienna ściana wręcz. Potem człek uświadamia sobie, gdzie się znalazł i próbuje coś z tym zrobić, ale zasłony kamiennej za nic nie da się samemu zerwać, a przynajmniej ciężko, ciężko jest. Traci się nadzieję, że to się skończy. Panuje pustka. Zdarza się, że coś tam się w głowie pojawi, że coś człowieka zmotywuje, ale to może być za mało, trzeba czegoś więcej, niż tylko małe pragnienie.
Słońce, kobieta,
słońce nadchodzi i pali, pali niszczy demoluje otoczkę ciemności
i obojętności otaczającą człowieka, to się wie, czuje, blask
jest cholernie jasny. A potem? A potem można się zwyczajnie
odwdzięczyć. ***