Jadę oddać uśmiech gorzki i radosny,
Ciszę z chwili cichej i tą wypowiedzianą
Błędnie, kiedy okrzyk bardziej był wskazany;
Złożyć prośby nowe, bo z rzadka mi starcza,
Zmierzam podziękować, że mogę jechać prosić
Też o wybaczenie, że mała moja wdzięczność.
I choć w jasnej Kaplicy jest obraz utrwalon-
Ubywa krwi ciągle, ponownie, bez końca,
Z nóg co je przybijam dwudziesty pierwszy wiek...
To ogrom, monument przytłoczą mnie figur,
Marmurów rzeźbi
Lecz co, jeśli spotkam leżącą na jezdni
Losu ironię i dane mi będzie,
Gdym jechał niejako o życie się modlić,
Już tylko zamrugać, bez wiedzy, że koniec..?
Ciszę z chwili cichej i tą wypowiedzianą
Błędnie, kiedy okrzyk bardziej był wskazany;
Złożyć prośby nowe, bo z rzadka mi starcza,
Zmierzam podziękować, że mogę jechać prosić
Też o wybaczenie, że mała moja wdzięczność.
I choć w jasnej Kaplicy jest obraz utrwalon-
Ubywa krwi ciągle, ponownie, bez końca,
Z nóg co je przybijam dwudziesty pierwszy wiek...
To ogrom, monument przytłoczą mnie figur,
Marmurów rzeźbi
Lecz co, jeśli spotkam leżącą na jezdni
Losu ironię i dane mi będzie,
Gdym jechał niejako o życie się modlić,
Już tylko zamrugać, bez wiedzy, że koniec..?