Wiem, winienem być praktyczny, dziś, w rozwoju,
pędzie, wiecznym biegu, kopyt tętencie,
(aż tchu brakuje gdy rozkład czytam)
nawet kiedy zasnę, spiesząc przez 42 kilometry
życia, praktyczny mam być
I gdy podziwiam koniotrupa z obrazu Beksińskiego
też.
Ale i niepraktyczność bywa,
jakby to ująć,
praktyczna w swej niepraktyczności.
Bo gdy zabraknie takiego wspomnienia czy owego,
byle ze strzępami rozerwanych ciał,
(no przecież inaczej to... efekty? no chyba nie)
to wtedy może zabraknąć ludzi, bo egzekucje
bronią krótką,
jakąkolwiek bronią,
po nich z reguły nie ma kto być praktycznym,
w ogóle być...
Bo ołów nie krzepi wbrew mniemaniu.
Ale jak mam być praktyczny?
Jak, pytam?
Jak?
Skoro dziewiątka z ósemką w dwie dziewiątki
się zmieniają,
bo kolejna cyferka (metr siedemdziesiąt
człowieka),
kolejna po „błękitnym hełmie”
dziewiętnastolatka zamiast mnie
weszła w szereg zmarłych cyfr Majdanu.
I Wschodu od Wschodu nie da się oderwać od
siebie, bądźmy szczerzy,
więc mimo czasu i okoliczności odrębnych, czuję
dwadzieścia jeden tysięcy unicestwionych,
gdzie tam dwadzieścia jeden, więcej,
odartych z ich duszy,
dzień w dzień ograbianych
katyńskich straceńców.
Gdyż minus trzydzieści i śnieg brudny wyciągają
siłę z człowieka wolno,
za wolno...
Mrozem miast kłami szarpią hart ducha,
najbardziej spragnione, gdy tylko zmęczone Słońce
zejdzie z posterunku.
5 marca 1940.
Siedemdziesiąt cztery lata.
Widzę, jak z rękoma związanymi dostają to
ostateczne ukłucie kuli
i spadają nawet nie jak wór z odpadami, puści
już,
z imieniem zerwanym jak pagon,
spadają ze swoją historią, co kielich papieru
oblewa
listów Urszulek do ojców i pamiętników
skazanych,
i listów urszulkowych matek do mężów.
„Ale wrócisz, prawda?
Za rok, dwa, ale wrócisz?
Urszulce tęskno do Ciebie,
a i ja Cię widzę w drzwiach,
rozdartej ranie naszego ogniska.”
I teraz na papierze książki ich historia się
mieni, gdy zasypiam
wolny,
czytam.
Wracając jednak do tematu, no bądźmy praktyczni
i precyzyjni!
Przyszła pięść w rękawicy z dwóch stopionych
czerwieni-
komunizmu i posoki, co stalą były budowlaną
wtedy.
Wujaszek był zadowolony, bo przemysł się
rozwijał,
dzięki łapie przyniesionej nogą w bucie
wojskowym,
czerwonym od zdeptanych tętnic.
Nie wszyscy radośnie kroczyli po bruku kostnym,
ja wiem,
niektórzy potykając się widzieli wtedy,
że niekoniecznie stąpają po ziemi a po świeżym
popiele.
Ale struktura nogi z ręką, bez mózgu,
zdecydowanie preferowana była,
bo praktyczna przecież.
Czuję, jak ta noga, nożysko masywne, ukrwione
powalająco,
och tak, powalająco,
cichcem odjęło prawa do myślenia i czucia
samotnej czaszce.
Wycisnęło już nawet nie życie, a umieranie i
ostatnie resztki krążenia,
odjęło wszystkie prawa raz, drugi, n-któryś
niekończącej się liście, przez co dziś
rachujemy.
Liczymy tych, z którymi moglibyśmy liczyć coś
bardziej praktycznego
niż liczbę ich ciał.
A ja czytam wpis przedostatni Kazimierza, jednego
z wielu:
"194. (04.04.) Dziś wyjechało znów paruset
jeńców jakoby do obozów rozdzielczych na zachód. A na dworze
pochłodniało jak na złość. (05.04.) D[alszy] c[iąg] wyjazdów.
Ja jestem też gotów - bielizna wyprana, buty naprawione."
Ponoć do obozów.
Ponoć.
***[15
marca 2014] Majdan ukraiński dziś, Katyń siedemdziesiąt lat temu,
nie tylko Katyń zresztą, krew, oszukani ludzie, to za bardzo razi,
by nie przyjrzeć się bliżej po pierwszym przymrużeniu
oczu...
Cytat kończący niemalże utwór jest wpisem z pamiętnika Kazimierza Szczekowskiego, jednego ze Straceńców.
Nie będę się dziś rozpisywał. Refleksyjnej lektury.***
Cytat kończący niemalże utwór jest wpisem z pamiętnika Kazimierza Szczekowskiego, jednego ze Straceńców.
Nie będę się dziś rozpisywał. Refleksyjnej lektury.***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz