czwartek, 22 grudnia 2011

Dni Umierają...

Kryją się pod łóżkiem, w szafie i za grobem.
Gotuję wywar życia z niejasnej receptury.
A one parują niewidocznie,
wracają zaś boleśnie pod inną postacią,
dręcząc sny moje, jako obrazy życia minionego.

Przeszłość w stroju klauna
kpi ze mnie szyderczo,
maluje moje błędy na wielkim płótnie myśli.

Martwe godziny teraźniejszości
wiszą w bombkach na drzewku świątecznym,
tłuką się bezgłośnie,
odchodząc bez mej wiedzy.

Dopiero "balsamując" stopy odłamkami,
dostrzegam, co opuściłem,
uciekając przed złym klaunem.

Spoglądam przez szybę pancernej bezwrażliwości,
zgaszona lampka emocji, wyłączone serce.
Nie umiem więcej patrzeć,
nie chcę widzieć ludzi.
Kokon obojętności zamknięty na mych ustach
przeobraża mnie w milczącego motyla...

***[24 listopada 2013] Obojętność, obojętnie wszędzie. Upływający na pierdołach i narzekaniu czas i co najgorsze, ten czas, który potem wraca do człowieka, często przypadkiem, kiedy coś człeka coś grzmotnie w serce, szczególnie w otoczeniu, i przypomina mu się, że zmarnował zbyt wiele godzin. Nawet, jeśli po prostu uciekał, próbując nie zrobić nic złego. A w konsekwencji nie zrobił w ogóle nic.***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz