Podchodzę bezgłośnie, ściągnięty przez chęć,
Wiedziony pragnieniem Oka posiadania,
Nie pary danej wszystkim, lecz Oka spoglądania
Za kurtynę ducha sztuki ponadczucia.
Podchodzę bezgłośnie, ściągnięty przez chęć,
Gdyż oprócz standard zmysłów, każdy ma ich pięć,
Miałem w środku szósty, coś jakby na kształt Oka.
Zginęło w życia pędzie, boję się, nie wróci,
Zdradziło mnie, odeszło, muzyka grozy nuci
Mi się znowu we łbie,
Opanowania pora...
Zgubiłem szósty zmysł, coś jakby na kształt Oka,
Niezbędnego duszy, jak mojej, niespełnionej,
By opisywać światy, ginąc w nich jak sroka
Co w kości zapatrzona syci swoje oka.
Podchodzę bezgłośnie, ściągnięty przez żądzę,
Otoczony szlamem zazdrości własnej błądzę
Krążąc wokół człeka, co dzierży Oko Trzecie,
Pragnę jego zmysłu, niech także on go nie ma!
Lecz chwila przemyślenia, nie tędy droga przecie,
Nie tędy wiedzie droga, szlak słowa "Bohema".
Zakopałem topór, siekierę, co nią miałem
Wydłubywać Oko, siepać w drobne części,
Gdy nad głową Twoją przygotowan czyhałem,
Na kołku drewnianym zaciskając pięści.
W dłonie Twe złożyłem wyrazy przeproszenia,
Zakopując broń przy krajobrazie polnym,
Wybyłem z duchowego zazdrości uwięzienia.
Odkryte w świetle dziennym, w tym kwasie oczyszczenia,
Oko i powieka, wcale nie zginione!
Odkryte na ponów w mej prośbie wybaczenia.
Zostało mi tylko pozbyć się okrycia...
...Więc na powiekę spłynął wspomniany błogi kwas,
Rozluźnił się zaciśnion na gałce ocznej pas.
I wtedy ma powieka nareszcie zaniknęła,
Odsłaniając Oko, spragnione wgłąbwidzenia.
I wtedy ma powieka po twarzy popłynęła,
Przeoranej szponem złożonym ze zmęczenia,
Co sam sobie funduję, jak ktoś świąteczny prezent,
Zakładam te pazury, nie śpiąc godzinami,
Miast nakryć snami ciało, spoczynku włożyć brezent.
Gdy siadam na konstrukcji drewnianej ssprężynami,
Znów skrzypiącymi głośniej, w myśl dając przemijanie,
W postbytu czarną dziurę wszechrzeczy opadanie.
I cieszy mię to bardzo, gdyż teraz nawet w blasku
Kuli wodorowo-helowo-wybuchowej
Mogę więcej widzieć, nie boję się ni piasku,
Ni wiatrowej fali we mnie rozpędzonej.
Patrzę, oby wiecznie, w świetle, czy ciemności,
Patrzę, niekoniecznie martwiąc się skutkami,
Bo po to Trzecie Oko w mym duchu się też gości,
Bym nigdy już nie kluczył we własnej moralności.
***[5 grudnia 2013] Polecam się zapoznać z utworem "Third Eye" zespołu Tool. Czyli jak odnalazłem mój zmysł gapienia się na wszystko głęboko, ale w miarę mądrze. I szczęśliwie obyło się bez prób zabrania weny komuś, kto ma jej ogrom.
Zazdrość to straszna rzecz, zaś ja, myśląc, że mnie nie dopadnie, myliłem się niebywale... Sprawia, że jest się gotowym mentalnie zabić. I czasem trzeba usiąść i przemyśleć swoje odwroty, ucieczki i takie inne, czy one mają sens, czy może lepiej byłoby otwarcie rozwiązać problem, może przy tym znajdując nawet coś więcej, niż tylko rozwiązanie? I wyrzec słowa przeprosin, w ten, czy inny, jak po części powyżej, sposób.
Czasem to jest potrzebne do uwolnienia się. Do otwarcia się także i na patrzenie w dzień, nie tylko kiedy światła zgasną. Oko jest wolne, to, co je uciskało już nie istnieje, zostało rozerwane, mam nadzieję, że niemoc odeszła, że ślepota już za mną, chociaż trochę. Miałem je cały czas, choć bałem się, że zginęło bezpowrotnie, coś je po prostu blokowało, może to moje lenistwo, może czasu brak, może nie tylko.
W tej kwestii nic mnie już nie powinno spowolnić, ni zatrzymać. Bez mojego Trzeciego Oka jestem nikim. Gubię się. Oby już nigdy.***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz